piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 5 "Povenn"

- Jak niby dostaniemy się do Malfoy Manor?- Zdenerwowany blondyn spojrzał na swojego nauczyciela z pogardą. Nastroszył brwi, a potem przeczesał włosy dłonią. Włożył ręce do kieszeni spodni.
- Dość normalnie. Kojarzysz środek transportu, który nazywa się Sieć Fiuu?- Snape zarzucił swoją czarną peleryną na wietrze i szybko odszedł. Młody Malfoy otarł ostatnie kropelki krwi, które ściekały mu z rozwalonego nosa i poszedł za nim. Powoli zeszli do podziemi po śliskich schodach, a dokładnie do gabinetu Severusa. Mistrz eliksirów wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie celując w twarz ucznia:
- Episkey. - Blondyn pisnął czując przeszywający go ból. Dotknął swój nos i poczuł ulgę, naprawił się.
Obaj mężczyźni wzięli garść proszku Fiuu. Draco jako pierwszy rzucił go do kominka, a potem do niego wszedł. Poczuł jak ogień miło łaskocze go po nogach, ostatni raz spojrzał na pomieszczenie i krzyknął:
- Malfoy Manor!
Doznał znajome i nieprzyjemne uczucie, zacisnął powieki i usta. Zaczęło mu się kręcić w głowie, lecz po chwili wszystko ustało. Otworzył oczy i ujrzał wspaniały salon, w którym spędzał samotne i smutne wieczory. 

„W arystokracyjnym domu, w którym dbano o czystość krwi nie dane było spędzić dobrze swoich chwil dzieciństwa. Ciemne ściany, straszne ozdoby i portrety przodków w niczym nie pomagały. Ta rezydencja była i jest zimna, bez uczuć.
-Tato, proszę pobaw się ze mną!- Blondwłosy chłopczyk zawołał widząc, jak jego ojciec przemierza pomieszczenie. Coś naprawdę ciąży mu na głowie, do tego stopnia, że w ogóle nie usłyszał co mówi do niego dziecko.
- Draco, nie przeszkadzaj tatusiowi.- Narcyza Malfoy zjawiła się w pokoju z wyraźnie udręczoną miną. 
Zasada numer jeden: Nigdy nikomu nie przeszkadzaj.
Zasada numer dwa: Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
Zasada numer trzy: Nie podważaj nikogo zdania.
Rzadko kto śmie się sprzeciwiać.”

Wyszedł z  paleniska tylko po to, aby u jego boku pojawił się czarnowłosy mężczyzna. Ruszyli razem w stronę jadalni. Draco zaczął czuć coraz większą presję spowodowaną faktem, że zaraz ma zobaczyć śmierciożerców i samego Lorda Voldemorta. Jego matka pewnie będzie się dziwiła co on tu robi, zacznie nie dowierzać, doszukiwać się nic nie znaczących wyjaśnień. Kiedyś i tak by się dowiedziała, że jej ukochany syn wstąpił do szeregów Czarnego Pana. Nie ważne czy zrobił to dlatego, że jest jego wiernym zwolennikiem, czy został wręcz zmuszony. Nie ma czasu na płacz i zgrzytanie zębów. Trzeba myśleć pozytywnie, a gdy się nie uda to wtedy można się martwić. 

Głowy wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu zostały zwrócone w stronę nowych przybyszów. Ślizgoni usiedli do długiego stołu zrobionego z ciemnego drewna. 
Narcyza patrzyła na Draco przestraszona i ze łzami w oczach, zaś Lucjusz poczuł ogromną dumę i zachwyt, że jego potomek jednak się zjawił.
- Severusie, Draco...- Szorstki głos Voldemorta wypełnił głuchą ciszę. - Miło mi was widzieć ponownie, a zwłaszcza Ciebie... - Czarny Pan spojrzał na blondyna z nieukrywanym uśmiechem. - Narcyzo, Lucjuszu musicie być dumni ze swojego pierworodnego.
- Tak Panie. - Odezwał się starszy Malfoy, zaś kobieta pokiwała głową.
- Przejdźmy do planów. Wszyscy, którzy są dobrze poinformowani powinni wiedzieć, że planuję przeprowadzić atak na Hogwart..- Zerknął na swoich poddanych aby sprawdzić czy na pewno go słuchają, a gdy upewnił się, że to robią wrócił do swojej przemowy.
- Ciężko, jest się przedostać przez mury zamku aby pozostać niezauważonym, jest to wręcz niemożliwe. Lecz gdy zabije się Dumbledore'a, to zaklęcia chroniące budynek zostaną osłabione, a nawet przestaną działać, niestety nie na długo. Dlatego musimy być dobrze zorganizowani. Zabicie tego starca chcę powierzyć naszemu nowemu odkryciu- Spojrzał znacząco na Draco.
- Nie, tylko nie Draco.- Narcyza szepnęła błagalnie pod nosem. Zerknęła na syna, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Poczuła jak ktoś kopie ją w nogę, to Bellatrix.
Lastrenge wybałuszyła oczy na siostrę i poruszyła ustami w rytm słów „co ty robisz?”. W całej sali panowała grobowa cisza, lecz do czasu. Przerwał ją Snape:
- Panie, nie uważasz, że Draco jest za młody? Może nie podołać temu zadaniu.
- Jestem pewien, że zrobi wszystko co w jego mocy. Chyba nie chce stracić tego co jest dla niego najważniejsze.- Lord Voldemort uśmiechnął się złośliwie. Wstał ze swojego krzesła i teleportował się z cichym trzaskiem.
Rozbrzmiały rozmowy.
- Cyzio, co ty wyprawiasz?! To zaszczyt dostać zadanie od Naszego Pana!- Bellatrix wybuchnęła. Nagle wstała ze swojego krzesła, odepchnęła je sprawiając, że się przewróciło.
- Nie zamierzam się z Tobą sprzeczać, ani z nikim innym. Czy to jest jasne?!- Narcyza również wstała.
- Kiedy chciałeś mi o tym powiedzieć?- Spojrzała w miejsce, w którym przed chwilą stał jej syn, lecz nie zobaczyła go tam.
- Draco!?- Pobiegła do salonu. Stanęła kilka metrów przed nim. - Synku..
- Przepraszam mamo.- Chłopak wypowiedział te słowa z ogromnym bólem. Poczuł w gardle gulę, której nie da się przełknąć. Wytarł mokry od łez policzek.  Wszedł do kominka i krzyknął: -Hogwart, gabinet Severusa Snape'a. - Wszystko wokół niego nieprzyjemnie zawirowało.
--
- Hermiono? Jesteś tutaj?- Ginny Weasley stanęła przy drzwiach od dormitorium dziewcząt. Zapukała niepewnie, niestety nie uzyskała odpowiedzi. Otworzyła wrota i powoli weszła do srodka. Dostrzegła przyjaciółkę na łóżku. Uśmiechnęła się delikatnie myśląc, że ta śpi. Podeszłą do jej łóżka. Gryfonka wydaje się inna, zimna, pozbawiona życia. Ginny ujęła chłodną dłoń Granger.
- Hermiona?- Potrząsnęła jej ramionami. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Wyjęła swoją różdżkę i zaczęła normować swój roztrzęsiony oddech. Gdy się opanowała wysłała patronusa do profesora Dumbledore'a. Usiadła obok dziewczyny, a potem przytuliła się do niej.

Po kilkunastu minutach do sypialni wpadł Dumbledore, Profesor McGonagall i Pani Pomfrey.
- Odsuń się! Co tu się stało?- Mężczyzna spojrzał na Gryfonki.
- Nie wiem, jak już tu przyszłam to tak leżała.- Ginny znów się rozpłakała, wstała łóżka i podeszła do opiekunki Gryffindoru.
- Oh, już spokojnie.- Pogładziła dziewczynę po włosach.
- Pani Pomfrey..- Mężczyzna wyją z ręki Hermiony buteleczkę.- Co to jest?
Kobieta wzięła flakonik, odkorkowała go i powąchała. - To Povenn, starożytny eliksir stosowany do leczenia bóli brzucha, ale już dawno go wycofano, ponieważ jest naprawdę szkodliwy. Przy przedawkowaniu powoduje ostre bóle głowy, utratę przytomności i w najgorszym wypadku śmierć.
Wszyscy spojrzeli na nieruchome ciało szatynki.
P'Jenny

1 komentarz:

  1. Wielka szkoda, że takie krótkie.
    Znalazłam cię właśnie w Katalogu i czysta ciekawość sprawiła że weszłam. Uwielbiam opowiadania Potterowskie. Mam do nich nieskrywaną słabość, której nie da się opisać.
    Podoba mi się sposób w jaki wszystko opisujesz. Cały pomysł z eliksirem, wypiciem przez niego Hermionę i te konsekwencje. Lubię takie sytuacje w których nie wszystko jest czarne i białe.
    Na koniec powiem przydałyby się dłuższe rozdziały, ale po za tym jest naprawdę dobrze i ciekawie. Mogę tylko pozazdrościć pomysłu.
    pozdrawiam i życzę weny.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic